Kolejny miesiąc za mną, a bagaż coraz bardziej wypełniony nowymi doświadczeniami. Zdając sobie sprawę z tego, że mam określony czas pobytu na Tajwanie (mniej niż sześć miesięcy), od razu wiedziałem, że niezwłocznie muszę założyć sobie wstępny plan zwiedzania. Przydatna w planowaniu moich przyszłych podróży okazała się ulotka z tajpejskiego metra, gdzie wszystkie punkty orientacyjnie były wyszczególnione. Pogoda w zasadzie od początku mojego pobytu sprzyjała mi, aby zacząć zwiedzać. Będąc w stałym kontakcie z rodziną i znajomymi w Europie, mogłem się tylko cieszyć, że miałem takie, a nie inne warunki atmosferyczne, pomimo bardzo wilgotnego klimatu. Mając to wszystko na uwadze, pewnego dnia stwierdziłem, że nadszedł czas, aby zahaczyć o pierwszą z proponowanych atrakcji z ulotki, którą było Zoo w Tajpej. Można było tam zobaczyć różne zwierzęta całego świata, gdzie najważniejszą atrakcją były oczywiście panda wielka, która niekiedy jest symbolem chińskiej sfery kulturowej, a tym samym często środkiem w nawiązywaniu stosunków dyplomatycznych między państwami. Zoo było bardzo rozległe i ze spokojną głową można było poświęcić cały dzień, spacerując i podziwiając wspaniałą przyrodę.
W poprzednim miesiącu, mianowicie w lutym, wspomniałem o integracji studenckiej w ramach imprezy uczelnianej. Wtedy dowiedzieliśmy się, że podczas naszego pobytu na Tajwanie, samorząd studencki zorganizował dla nas różne wycieczki w celu pogłębienia relacji i dalszej integracji międzyuczelnianej. Marzec był właśnie miesiącem, w którym wybraliśmy się do przepięknej miejscowości o nazwie Jiufen. Wioska położona daleko w górach jest jedną z najbardziej popularnych destynacji turystycznych. Przyznam szczerze, że absolutnie nie dziwię się, że Jiufen właśnie posiada taką reputację. Nie dość, że obszar górzysty robi wrażenie na miłośnikach gór, to także miasteczko z głównym rynkiem z małymi, wąskimi uliczkami ma klimat nie do opisania. Daliśmy sobie wszyscy dużo czasu na eksplorowanie każdego zakątka wyżej wymienionej miejscowości, z racji tego, że było bardzo dużo atrakcji dla zwiedzających turystów. Rozmaite sklepiki, które oferowały różne pamiątki, były celem dla wielu wśród nas. Niemniej spora część grupy także chciała zapoznać się z lokalną kulturą picia chińskiej herbaty o nazwie ”Oolong”. Tajwańczycy potocznie nazywają wspomnianą herbatę ”herbatą młodości” , w tym przypadku trudno im się nie dziwić, z tym, że ludzie zamieszkujący Tajwan są bardzo zdrowymi ludźmi nawet w podeszłym wieku.
Rzecz, która najbardziej utkwiła mi w pamięci, była związana z wieczorną atmosferą miasteczka. Lampiony, które oświetlały obszar rynku, miały niesamowity urok.
Z resztą, jak widać na zdjęciach, samemu można dojść do wniosku, że to, czego doświadczyliśmy było czymś niebywałym. Architektura i świątynie taoistycznie dookoła z zapachem kadzidła unoszącym się w powietrzu naprawdę pobudzały wszystkie zmysły. Oglądając wcześniej filmy i zdjęcia, zdawałem sobie sprawę z tego, że Azja zawiera mnóstwo ciekawych i pięknych miejsc, ale jest to jednak tylko wierzchołek góry lodowej. Aby naprawdę wchłonąć klimat w określonym miejscu, moim skromnym zdaniem należy tam bez dwóch zdań być fizycznie.
Z racji tego, że jestem miłośnikiem chodzenia po górach, zdecydowałem się pewnego dnia wyruszyć na szlak, którego docelowym miejscem był piękny wodospad. Pokonany szlak nie zaliczał się do ciężkich i na szczęście temperatura była idealna na wyprawę fizyczną. Ciepło, które panuje na Tajwanie o tej porze roku nie należy do najgorszych dla obcokrajowców, gdyż można ją przyrównać do europejskich standardów. Niemniej jednak nadmierna wilgoć w powietrzu niezupełnie sprzyja ludziom, którzy nie są przyzwyczajeni do ciepłego klimatu. Pierwsze moje doświadczenia z górami na Tajwanie zaintrygowały mnie do dalszych wędrówek i cieszyłem się faktem, że nie byłem jedynym uczestnikiem programu wymiany studenckiej o takich zainteresowaniach.
Kolejną miłą, taką przyjemną niespodzianką była obecność polskich produktów (słodycze i produkty higieniczne) w sklepach.
Zmieniając nieco tok tematyki na rzecz nauk społecznych, mogę powiedzieć, że otrzymałem w połowie marca wiadomość od mojego wykładowcy Dr. Krystiana Chołaszczyńskiego z AKSiM, iż będzie gościć na uczelni Fu Jen, w celu wygłaszania między innymi wykładów związanych z obecną wojną na Ukrainie. Osobiście uważam, że taka decyzja i obecność mojego wykładowcy była bardzo potrzebna. Głos Polski i naszego regionu niestety nie jest znany w każdym zakątku świata, i rzeczy, które wydają się dla nas oczywistymi, niekoniecznie są odbierane w taki sam sposób. Przekonanie to rodzi się z faktu, iż w relacjach z rożnymi osobami na uczelni zadawano mi wiele pytań o rolę Polski oraz o zwiększenie roli Europy Środkowo-Wschodniej w tychże nowych realiach.
W jaki sposób mógłbym najprościej scharakteryzować miniony miesiąc? Na pewno jako bardzo pouczający i bogaty w informacje, nie tylko w sprawach obyczajowych, ale także ściśle fachowych.
Kristian Horslund