HISTORIA ZATOCZYŁA KOŁO

Sobota-Niedziela, 26-27 października 2024, Nr 250 (8119) – Magazyn – ZIELONY EKOTERROR

fot. ARCH. ND

Z Piotrem Zarębskim, reżyserem, operatorem, producentem filmowym i wykładowcą w AKSiM w Toruniu, rozmawia Piotr Krupa

Niedawno premierę miał Pana nowy film „Listy nadziei”, który z interesującej perspektywy przedstawia komunistyczny terror w Polsce po zakończeniu II wojny światowej. To opowieść o dzieciach, których rodzice i bliscy trafili do komunistycznych więzień. Dzieciach, które miały nadzieję na to, że ich emocjonalne listy do komunistycznych dygnitarzy dadzą bliskim wolność.

– Chciałem tym filmem dotrzeć do serc Polaków, do ich wielkiej wrażliwości, jaką okazują na każdym kroku. Film dotyczy tragedii rodzin naszych bohaterów walczących o wolność Polski. Przy tej okazji chciałem pokazać też zło zafundowane Polakom po II wojnie światowej w „imię pokoju na świecie”. Jednak kluczowym elementem filmu są losy dzieci, których członkowie rodzin byli aresztowani, torturowani i skazywani na śmierć przez komunistyczny reżim zainstalowany przez sowieckie imperium. Ta komunistyczna władza była bezwzględna i okrutna, nawet wobec dzieci.

Jak swoje dzieciństwo opisują bohaterowie filmu, którzy u schyłku życia wracali wspomnieniami do trudnych doświadczeń swoich rodzin?

– Świętej pamięci Wojciech Koba miał pół roku, kiedy aresztowano jego ojca. Wywiad, którego mi udzieli, był chyba jego ostatnim. Mając pół roku, nie mógł bezpośrednio, świadomie uczestniczyć w dramacie uwięzienia ojca Władysława, żołnierza AK i WiN. Mimo to atmosfera w domu musiała oddziaływać na jego wychowanie, które odbywało się w kulcie ojca, oficera Wojska Polskiego. Mimo licznych prób zastraszenia rodziny wzrastał w duchu patriotycznym. To jego starsza siostra Martusia napisała list do Bolesława Bieruta o ułaskawienie ojca. Komunistyczny zbrodniarz nie skorzystał z prawa łaski i wyrok śmierci wykonano. Ciało kpt. Władysława Koby trafiło do dołu śmierci. Dopiero w 2015 r. bohater został odnaleziony i ekshumowany. Rok później spoczął w rodzinnym grobowcu. W filmie występuje również Helena Skwara, mająca dziś 100 lat, kuzynka Jana Thota, żołnierza Wojska Polskiego oraz dowódcy podziemia antykomunistycznego na terenie Rzeszowszczyzny. Bohaterem filmu jest też 95-letni Franciszek Batory, brat Józefa Batorego, członka IV zarządu WiN, którego komuniści zamordowali strzałem w tył głowy w 1951 r. Moi rozmówcy opowiedzieli o tragicznych losach swoich bliskich oraz represjach, których doświadczyli. Rys historyczny w filmie uzupełnia dr Mirosław Surdej z IPN Rzeszów.

Film został dobrze przyjęty przez publiczność?

– Myślę, że zrobił wrażenie na publiczności. Jeden z widzów skomentował go w ten sposób: „Wróciłem wstrząśnięty przekazem, jaki ten film niesie. Film wciska w fotel”. Inny stwierdził: „W dokumencie zobaczyłem prawdę historyczną w postaci spływającej łzy na policzku Franciszka Batorego, który do dzisiaj nie może się pogodzić ze śmiercią swojego brata Józefa, którego zamordowano w więzieniu na Rakowieckiej”. Ta kameralna premiera była dla mnie swego rodzaju testem na odbiór powierzonego mi zadania. Twórca może mieć wspaniałe wizje, ale one muszą być komunikatywne dla odbiorcy. Tym bardziej dokumentalista filmowy. Po reakcji widowni – widziałem u widzów łzy wzruszenia – wiem, że przesłanie zawarte w filmie, na którym bardzo mi zależało, jest prawidłowo odczytywane. Mam nadzieję, że teraz film trafi do dużej grupy odbiorców, a szczególnie do młodzieży.

Zrzeszenie „Wolność i Niezawisłość”, którego dziejów dotyka Pan w filmie, walczyło o suwerenność Polski. Dążyło do wolnych wyborów zagwarantowanych w Jałcie. Informowało Polaków oraz światową opinię publiczną o komunistycznych zbrodniach i nielegalnym przejmowaniu władzy w Polsce. Przykładem działań w obronie polskiej demokracji był Memoriał do Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, m.in. na temat fałszerstw. To wciąż mało znany fakt?

– Kiedy rozwiązano AK, wśród żołnierzy i młodego pokolenia nadal istniała naturalna chęć walki o niepodległą Polskę. Wprowadzany przez NKWD terror, likwidowanie oddziałów polskiej partyzantki, wyłapywanie i skazywanie na karę śmierci lub wieloletnie więzienie działaczy niepodległościowych, brak wsparcia z Zachodu – to wszystko spowodowało, iż uznano, że dalsza walka zbrojna prowadzi do jeszcze większej eskalacji terroru wobec ludności. Kontynuowano więc walkę, ale już za pomocą dokumentowania i informacji ujawniającej zbrodnie dokonywane przez czerwoną zarazę. Działacze WiN opracowali bardzo wnikliwy raport – Memoriał Zrzeszenia „Wolność i Niezawisłość” skierowany do Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych w celu poinformowania świata o tym, co tak naprawdę dzieje się w Polsce. Warto ten raport przeczytać, uważam nawet, że powinien on być włączony do edukacji szkolnej. Lektura tego Memoriału pozwoliłaby młodzieży zrozumieć, dlaczego dzisiaj, po roku 1989, mamy wciąż ogromny problem z odzyskiwaniem suwerenności przez Polskę.
Dostrzega Pan analogię w działaniach członków WiN, którzy bronili demokracji, z tym, co się obecnie dzieje w naszym kraju? Dziś również potrzebujemy społecznego zaangażowania w obronę fundamentów naszego ustroju oraz alarmowania o tym, jakich patologii dopuszcza się obecna władza.

– Odniosę się tu raz jeszcze do Memoriału, gdzie dokładnie jest opisane źródło, które rzutowało na kilkudziesięcioletnie zniewolenie Polaków po II wojnie światowej. Kiedy widzę poczynania obecnej władzy, zastanawiam się, czy przypadkiem nie czerpie ona wzorców z instalowania się komunizmu w Polsce. Podobieństwo jest ewidentne – w postaci łamania Konstytucji, prawa, likwidowania edukacji patriotycznej, religii, szykanowania osób o innych poglądach, wsadzania do więzień przeciwników politycznych – wymieniać można by bez końca.

Obecnie też pisane są listy w obronie prześladowanych, w obronie ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości. Podejmowane są głodówki. Czy te apele pozostaną bez odpowiedzi, tak jak te pisane przez dzieci więźniów politycznych?

– Podpisuję się pod tymi listami. Uważam, że to, co wyprawia „koalicja 13 grudnia”, to łamanie zasad przyzwoitości i praworządności w Polsce. Obecna władza skupiona jest na igrzyskach – rozliczaniu przeciwników politycznych, „opiłowywaniu katolików”, ona nie dba o rozwój Polski i przyszłość Narodu. Przykład uwięzienia ks. Michała Olszewskiego i dwóch urzędniczek, stosowanie tortur – przypomina okres stalinizmu. Władza boi się prawdy i prawa, więc teraz zrobi wszystko, by ks. Michał i dwie urzędniczki nie wyszły na wolność. To może wkrótce doprowadzić do wielkiej tragedii tychże osób, ale też dramatów innych ludzi, którzy nie mogą liczyć na sprawiedliwość i poszanowanie godności. Dyktatura nie ma umiaru. Ja ciągle się dziwię, że kiedyś tak odważni Polacy – teraz raptem osiedli w niemocy. Gdzie jest „Solidarność” jako związek zawodowy i gdzie jest ta solidarność społeczna, że aż potrzebna jest desperacja antykomunistycznego działacza, który podjął głodówkę protestacyjną? Gdzie my żyjemy? Działania obecnego rządu coraz bardziej nasuwają analogie do poprzedniego systemu. Mam nieodparte wrażenie, że historia zatoczyła koło.

Pańska kariera filmowa rozpoczęła się od komunistycznych prześladowań. W stanie wojennym został Pan usunięty z łódzkiej filmówki tuż przed egzaminem końcowym. To zdeterminowało Pana pracę? W wielu swoich filmach prezentuje Pan konsekwencje komunistycznego terroru.

– Szkołę Filmową w Łodzi wybrałem dlatego, że chciałem realizować filmy artystyczne, eksperymentalne i związane z nowoczesną sztuką awangardową. W tym czasie kształcono nas w kierunku filmu fabularnego w nurcie propagandy upadającego systemu. Buntowałem się przeciwko takim studiom. Chciałem czegoś więcej. Wkrótce ten bunt zbiegł się z okresem powstania „Solidarności”, gdzie aktywnie włączyłem się w obalanie systemu. 13 grudnia 1981 r., kiedy gen. Wojciech Jaruzelski wprowadził stan wojenny, byłem na piątym roku i przygotowywałem pracę dyplomową oraz uczyłem się do ostatniego egzaminu końcowego. Uczelnia została zamknięta na jakiś czas po ogłoszeniu stanu wojennego. Gdy została otwarta, wkrótce wezwał mnie dziekan i oznajmił mi, że „nie jestem już studentem i zostałem relegowany z uczelni za tzw. politykę”. Zdążyłem tylko zdać na piątkę końcowy egzamin. Ten krótki fragment mojego życiorysu pokazał, że już wtedy byłem dość niepokorny. Później porzucając „sztuki eksperymentalne”, wybrałem film dokumentalny związany z naszą historią. Dyplom zrobiłem dwadzieścia parę lat później na bazie moich filmów realizowanych dla Wytwórni Filmów Oświatowych i TVP.

Łączy Pan swoją pracę twórczą z edukacją młodego pokolenia dziennikarzy. Prowadzi Pan zajęcia w Akademii Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Widzi Pan w młodych filmowcach zapał do przedstawiania świata takim, jaki jest? Bez retuszu i manipulacji?

– Od przeszło 10 lat dane mi jest prowadzić zajęcia dziennikarskie w AKSiM, dzięki temu mam stały kontakt z młodym pokoleniem. To daje mi pogląd, jak zmienia się sposób postrzegania rzeczywistości przez młode pokolenie. Jakie jest oddziaływanie mediów, percepcja odbioru informacji, jak wpływa internet, portale społecznościowe itp. na ich życie. Na zajęciach podejmujemy dyskusję, oglądamy filmy i reportaże, które np. ujawniają manipulacje lub ostrzegają przed zacieśniającą się pętlą kontroli nad narodami czy jednostką. Przy okazji analizujemy wszystko to, co ma związek z warsztatem filmowym czy programami telewizyjnymi. Takie analizy pomagają studentom zdefiniować i rozpoznać określony przekaz medialny, ale także oceniać ich znaczenie medialne. Na zaliczenie przedmiotu studenci realizują etiudy filmowe, a więc w praktyce sami mierzą się z tą formą dziennikarstwa medialnego. I na tym polu osiągają ogromne sukcesy, bo są nagradzani na przeglądach i festiwalach. A przecież AKSiM to nie jest typowa „filmówka”, tylko Akademia medialna. Nasi studenci kształcą się wszechstronnie na każdym polu medialnym, od prasowego, radiowego, telewizyjnego, analiz mediów po informatykę medialną. Od pierwszego roku mają praktyki w Telewizji Trwam i Radiu Maryja, gdzie poznają arkana mediów.

Gdzie nasi Czytelnicy będą mogli obejrzeć „Listy nadziei”?

– Mam nadzieję na bardzo szeroką popularyzację i dystrybucję tego filmu, tym bardziej że będzie on ogólnie dostępny „dla każdego” w formie niekomercyjnej – oczywiście z zachowaniem wszelkich praw autorskich. Jeszcze w tym roku planowane są pokazy w Warszawie i Rzeszowie. Myślę, że film wkrótce trafi do tych stacji telewizyjnych, które wyrażą wolę jego emisji. A znając życie, to najszybciej wyemituje go Telewizja Trwam.

Dziękuję bardzo za rozmowę.
Piotr Krupa