Śladami amerykańskiej przygody

Śladami amerykańskiej przygody fot. K. Guz

Nazywają ją ziemią nieograniczonych możliwości, krainą wolności i równości. Stanowiącą dla wielu symbole nowoczesności i postępu. Ameryka przyciąga do siebie ludzi z całego świata. To miejsce, gdzie zwykłe marzenia zamieniają się w rzeczywistość, a granice wyznaczane przez społeczeństwo znikają w obliczu nieskończonych szans. Jednakże czy ta obietnica spełnia się dla każdego? Kto przybywa do Stanów Zjednoczonych? Czy rzeczywiście każdy może osiągnąć swoje cele, czy tylko nieliczni odnoszą sukces w amerykańskiej rzeczywistości?

Każdy z nas ma swoją wymarzoną pracę. Ktoś chce być nauczycielem, drugi politykiem, a jeszcze inny ogrodnikiem. A ja przez wakacje chciałem pracować jako pośrednik firmy z książkami… Miało być ciekawie, ale jak wyszło? W sumie można powiedzieć, że to była niezła szkoła życia. W poprzednim artykule przedstawiłem, jak wyglądały początki pobytu w USA. Tak jak pisałem – śniadanie każdego dnia jadłem w McDonaldzie, ponieważ wychodziło najtaniej i nie trzeba było dawać napiwku. Nie mogłem zjeść posiłku u rodziny goszczącej (host family), ponieważ zasada programu tego zabraniała.

W czasie śniadania trzeba było zaplanować sobie mapę pracy na dany dzień. Po zjedzeniu i przebyciu pięciominutowej rozmowy telefonicznej z managerem należało się udać do miejsca pracy, włączyć aplikację do wpisywania statystyk i do dzieła – ponad 12 godzin pracy przede mną. Tak sześć dni w tygodniu, od poniedziałku do soboty. Wspominając tamten czas, nadal czuję się niezręcznie na myśl, że zawracałem głowę rodzinom, które po całym dniu pracy chciały wspólnie spędzić czas. Firma X wykorzystuje praktyki sprzedażowe, które nie są zbyt etyczne i często irytują ludzi. Zmuszanie do ciągłego naruszania prywatności ludzi, wchodząc do ich domów i oferując produkty bez uprzedniego zaproszenia. To nie tylko narusza granice prywatności, ale jest również nieetyczne. Czy ktoś z was, po całym dniu pracy, chciałby, żeby nieznajoma osoba (w dodatku z obcego kraju) naruszała czas odpoczynku, przychodząc z książkami? Przecież nie raz denerwujemy się, jak zadzwoni telefon z reklamą garnków. Ile razy byłem zdenerwowany, bo robiłem coś ważnego, a ktoś zadzwonił z jakąś głupotą. Teraz wiem, co czują osoby pracujące w telemarketingu, jak są traktowane w sposób impertynencki. Miałem parę nieprzyjemnych sytuacji, ponieważ zapukałem do kogoś po godz. 20.00, jednak opis tych zdarzeń pozostawiam dla siebie.

Firma X kazała pracować do 21.01, a nawet i dłużej. Po zakończeniu pracy, do domu wracało się około 22.30, a o 22.59 koniecznie trzeba było pójść spać (taka zasada programu). Nie można było się „spóźnić” nawet o minutę, bo to – jak twierdzili managerowie – wybija z rutyny i nie pozwala na osiągnięcie sukcesu. Choć zakończyłem pracę, nie poczułem żadnej ulgi, ponieważ wiedziałem, że następnego dnia muszę znowu robić te absurdalne rzeczy.

Często bywało tak, że chodziłem spać bez kolacji, ponieważ nie wystarczyło czasu na jej przygotowanie i zjedzenie. Wieczorem, po powrocie do domu, należało zdać relację z dnia swojemu managerowi poprzez rozmowę telefoniczną. Później nie wytrzymywałem i nie trzymałem się wszystkich zasad, ponieważ dla mnie istotną rzeczą było wziąć prysznic i zjeść ciepły posiłek po całym dniu pracy na słońcu. Oczywiście w ciągu dnia były przerwy, ale tylko dwie po 10 min. Przy dwunastu godzinach pracy podstawą jest trzydziestominutowa przerwa na lunch i minimum dwie przerwy piętnastominutowe. W ciągu dnia jadłem to, co sobie przygotowałem wieczorem, dzień wcześniej.

Nigdy nie zapomnę dnia pracy z managerem, tzn. dnia przypatrywania się, jak pracuje manager. Wszystko w biegu, a gdy nadszedł czas pierwszej przerwy, mój manager lunch połykał w całości. Cztery minuty i koniec. Pomyślałem sobie tylko, że takie zachowanie nie jest normalne i ociera się o granice zdrowego rozsądku.

Każdy „pierwszak” mieszkał u rodziny goszczącej z managerem. Do domu z miejsca pracy miałem ponad 30 minut jazdy samochodem. Więc każdego ranka mój współlokator zabierał mnie z domu do McDonalda, a później na osiedle, na którego terenie pracowałem. Manager jechał na swój obszar pracy, a wieczorem zabierał mnie z powrotem. W ciągu dnia jeździłem rowerem, który oczywiście sam musiałem sobie kupić. Dobrze, że w Walmartcie (duży amerykański sklep) mogłem zwrócić zniszczony rower i dostać pełny zwrot 250 dolarów. Nie rozumiem polityki tego sklepu, ale wtedy się z tego cieszyłem.

Dość niemądrą zasadą programu był zakaz kontaktowania się z rodziną i znajomymi w ciągu tygodnia. Ograniczenie komunikacji z rodziną w pracy jestem w stanie zrozumieć, bo w tym czasie nie powinno się używać swoich prywatnych urządzeń (takich jak telefony) do prowadzenia rozmów lub korespondencji z członkami rodziny lub przyjaciółmi. Tylko zupełnym szaleństwem było to, że zakaz obowiązywał także po zakończeniu pracy. Czy pracodawca może odebrać mi prawo do rozmowy z moimi bliskimi poza pracą? W sumie firmy X nie nazwałbym „pracodawcą” tylko sekciarską instytucją, wykorzystującą naiwnych studentów do ciężkiej pracy w niebezpiecznych warunkach, pod przykrywką wyniosłej idei kształcenia charakteru. Praca powinna być czymś, co daje możliwość realizowania marzeń i celów, ale także pozwala nam na zachowanie równowagi między życiem prywatnym a zawodowym. To nie fair, że pracodawca ogranicza naszą wolność i wpływa na nasze życie poza godzinami pracy. Takie praktyki są nieludzkie i niewłaściwe. Pracownik ma prawo do życia, do kontaktu z rodziną i przyjaciółmi, a także do odpoczynku. Zakaz kontaktowania się z rodziną to naruszenie praw człowieka i powinien być potępiony. Mogłem dzwonić tylko w niedzielę. Zabronili nam korzystać z mediów społecznościowych. Dlaczego? Żeby w ciągu tygodnia skupić się tylko na pracy. Musieliśmy zablokować konto na Facebooku i utworzyć nowe z dopiskiem bookman lub bookgirl, które miało służyć do komunikacji z klientami. Zakaz korzystania z mediów społecznościowych w firmie X to dla mnie absolutna aberracja. Dlaczego firma powinna decydować o tym, jakie narzędzia i sposoby komunikacji będą dostępne dla pracowników? To ograniczenie wolności i możliwości rozwoju. W dzisiejszych czasach media społecznościowe są jednym z podstawowych sposobów nawiązywania kontaktów i pozyskiwania informacji. Dla mnie bardzo zabawną rzeczą było mówienie do siebie przez cały dzień, na głos, że wszystko będzie dobrze i tak dalej. Tę kwestię jest bardzo trudno opisać. Jednak patrząc z perspektywy czasu, to firma X manipuluje studentami, ucząc radzenia sobie z emocjami i jak zbudować swój charakter. Firma ta wykorzystuje strategie, które mają na celu stworzenie specyficznego i sztucznego klimatu, który pozytywnie wpływa na osiąganie celów sprzedażowych, jednak wymaganie od pracowników mówienia do siebie wprowadza w stan stresu i napięcia.

Jak zostać milionerem w USA?

Zarobki – jeden z najbardziej kontrowersyjnych tematów, który wywołuje wiele emocji i dyskusji. Niektórzy uważają, że pieniądze są wszystkim, inni uważają, że nie powinny mieć one takiego wpływu na nasze życie. Jednak bez względu na podejście do kwestii finansów, zarobki są nieodłącznym elementem naszego życia. Możemy na przykład porównać zarobki do kawałka pizzy. Kiedy otrzymujemy swoje wynagrodzenie, dostajemy w zasadzie kawałek pizzy. W zależności od naszych potrzeb, ten kawałek może być wystarczający lub nie. Niektórzy potrzebują jedynie jednej niewielkiej części, inni potrzebują całej pizzy. Ale co zrobimy, jeśli dostaniemy tylko kawałek pizzy, a potrzebujemy całej? Oczywiście, możemy poszukać sposobów na zwiększenie swojego „kawałka”, ale to może być trudne i czasochłonne.

Ile dolarów można było zarobić w firmie X? Wynagrodzenie nie było wypłacane za godzinę pracy, tylko od sprzedaży książek, a to nie lada wyzwanie! Każdego dnia pukałem do ponad stu domów. Brak zarobku był jednym z powodów z rezygnacji z programu sprzedaży książek.

Wiele młodych ludzi marzy o zdobyciu pracy, która zapewni im odpowiednie zarobki oraz umożliwi rozwój ich umiejętności. Jednym z takich miejsc teoretycznie jest firma X, która oferuje studentom możliwość pracy podczas letnich wakacji, a jej propozycje zatrudnienia przyciągają tysiące młodych ludzi. Jednakże zarobki oferowane przez firmę X często nie odpowiadają rzeczywistości. Od jednej znajomej, która również zrezygnowała z programu, ale była w innej grupie, powiedziała, że niektórzy byli zmuszani do przekraczania granic etycznych, aby osiągnąć cele sprzedażowe i zwiększyć swoje zarobki.

Nie da się ukryć, że praca może być trudna i niezwykle wymagająca. Wynagrodzenie oferowane przez firmę jest często niewystarczające, a pracownicy muszą zrobić wiele, aby zarobić na życie. Sporo osób, które decydują się na pracę w tej firmie X, ostatecznie opuszcza ją z rozczarowaniem i poczuciem, że zostali oszukani. Tak właśnie było ze mną. Byłem ich pośrednikiem, prowadząc swoją „działalność”. Jak sprzedasz, to zarobisz, a jak nie, to dolary nie wpłyną na konto. Wykorzystywanie naiwnych studentów to specjalność firmy X. Oni nic nie tracą, a prawnie są „czyści”, ponieważ nie zatrudniają pracowników. Wszystko musiałem finansować z własnej kieszeni – koszulki firmowe, wizytówki, transport, wyżywienie, permity (lokalne pozwolenia na pracę). Dosłownie za wszystko musiałem zapłacić, nic nie zarabiając. Przed wyjazdem mówili, że można zarobić $8,000. Może jakbym wytrwał do końca, to bym tyle zyskał. Jednak wiem jedno, jeśli nie zrezygnowałbym z tego programu, dziś leczyłbym się na depresję. Wielu studentów decyduje się na pracę dla firmy X, ponieważ reklamują ją jako „wspaniałą okazję do zarobienia wielu pieniędzy”. Niestety rzeczywistość jest inna. Klienci byli niechętni do zakupów. Zdałem sobie sprawę, że firma celowo wprowadza ludzi w błąd, aby zatrudnić ich i wykorzystać w swoim interesie. Jest to bardzo mylące, ponieważ prawda jest taka, że wynagrodzenie jest bardzo niskie w porównaniu do wykonywanej pracy. Wynagrodzenie zależy od liczby sprzedanych książek. Od samego początku firma obiecuje ogromne zyski i mówi, że im ciężej pracujesz, tym więcej zarobisz. W rzeczywistości jednak, okazuje się, że większość zarobków idzie na pokrycie kosztów związanych z pracą, takich jak podróże, wyżywienie, materiały do pracy. Firma nie pokrywa kosztów, co oznacza, że trzeba ponosić znaczne wydatki z własnej kieszeni. Wszystko to sprawia, że praca dla firmy X jest bardzo trudna i niezadowalająca.

Zamknięte drzwi

Nigdy nie zapomnę pierwszych drzwi, do których zapukałem. Nikt wtedy nie otworzył. I tak przez kilka kolejnych domów, aż w końcu… JEST. Otworzył ktoś. Jednak moja radość opadła, gdy usłyszałem stanowcze „what’s up?!”. Dopadł mnie jeszcze większy stres, ponieważ zapomniałem, co powiedzieć… „yyyyy… Hi. My name is Kris. I’m showing educational books…”. Nawet nic nie odpowiedział i zamknął mi drzwi przed nosem. Nie było to łatwe, ponieważ można było spotkać naprawdę różnych ludzi. Począwszy od tych szujowatych, z brakiem poszanowania do drugiego człowieka, kończąc na takich, od których tryskała radość i serdeczność.

Pomimo trudności dobrze wspominam momenty, w których rozmawiałem z Amerykanami. Oni byli bardziej zaciekawieni moim pochodzeniem, aniżeli tym, co sprzedaję. Uogólniając, zachowanie Amerykanów względem obcokrajowców jest bardzo otwarte. Jednak tak samo jak w Polsce, tak i w USA, są wyjątki, ale o tym opowiem później.

Day off – czy to jeszcze w ogóle istnieje?

Negatywne aspekty mojej pracy przewyższały te pozytywne, a mój stan psychiczny był coraz gorszy. Tak minął pierwszy tydzień pracy. Oczywiście niedziela powinna być dniem wolnym po całym tygodniu. I owszem była, ale tylko w teorii. W praktyce wyglądało to tak, że rano trzeba było jechać ponad godzinę na spotkanie całej grupy, podczas którego odbywało się krótkie szkolenie. Później były jeszcze indywidualne rozmowy z jednym z managerów, a następnie powrót do domu. W drodze powrotnej trzeba było zrobić zakupy na cały tydzień, ponieważ w ciągu tygodnia nie było na to czasu. Do rodziny goszczącej wracało się późnym popołudniem. Wtedy dopiero można było na chwilę odetchnąć. Perspektywa, że każdy tydzień miał wyglądać tak samo, była bardzo przeżerająca. Brak jakiegokolwiek czasu dla siebie i dłuższej chwili na to, aby zaspokoić podstawowe potrzeby, takie jak zjedzenie posiłku, czy spokojne skorzystanie z łazienki, aby wziąć prysznic, ogolić się. Każdego dnia mój stan psychiczny i fizyczny nie ulegał poprawie, a wręcz przeciwnie. Po drugie, warunki pracy były bardzo ciężkie. Praca w firmie X to narażanie się na ekstremalne warunki (np. upał i piekące słońce). Praca po kilkanaście godzin dziennie, bez dłuższych przerw i w niekomfortowych warunkach jest bardzo wyczerpująca i może prowadzić do poważnych problemów zdrowotnych.

Pod koniec drugiego tygodnia pracy. W piątek. Pamiętam ten dzień, jakby to było dzisiaj. Zapukałem do jednych z drzwi na osiedlu, w którym pracowałem tego dnia. Otwiera pewna kobieta, uśmiech bije z jej twarzy. Przedstawiam się: „Hi. How are you?… My name is Krzysztof”. A ona odpowiada po polsku „cześć, a ja Magda”. Mój Anioł Stróż wiedział, kiedy postawić na mojej drodze tak wspaniałą osobę i jej rodzinę. Był to dla mnie ogromny szok, ponieważ w rejonach, gdzie pracowałem nie mieszkają Polacy. Porozmawialiśmy chwilę, ale obydwoje musieliśmy wracać do swoich zajęć. Później Magda znalazła mnie na Facebooku i napisała, że jeśli chcę, to mogę przyjść odpocząć do niej do domu w następnym dniu. W sobotę miało być bardzo gorąco, około 40 stopni Celsjusza. Zaznaczę tutaj, że to był czas, kiedy już chciałem zrezygnować z pracy, ale czekałem z tą informacją do niedzieli. W tym dniu chciałem poinformować managerów, że odchodzę. Jednak wracając do soboty… Był to bardzo gorący dzień. Wieczorem już nie wytrzymywałem i pojechałem do Magdy odpocząć. Opowiedziałem jej o tym, co robię w USA i jak wygląda praca, z której chcę zrezygnować. Ona skomentowała to jednym słowem, ale bardzo trafnym – SEKTA. Wraz z mężem zabrała mnie do restauracji na kolację (oczywiście były to godziny mojej pracy), a następnie odwieźli mnie do domu. Niestety wróciłem dopiero około północy, a manager nie był zadowolony z tego faktu, ponieważ złamałem zasady programu (22.59 należało iść spać). Napisał tylko do mnie: „Sleeping schedlue!!!”. Czekał, dopóki nie wrócę, dlatego też nie poszedł spać.

W niedzielę poinformowałem lidera grupy, że rezygnuję. Jednak moja managerka zaczęła mnie zatrzymywać, mówiąc, że mam bardzo dobre statystyki i to dopiero początek. Przekonała mnie, jednak nie na długo. Kulminacyjnym momentem, w którym nie wytrzymałem fizycznie i psychicznie był poniedziałek. Poszedłem w tym dniu do pracy, ale spędziłem czas u Magdy, nad rzeką, odpoczywając z tysiącami myśli na sekundę. Zacząłem obwiniać siebie za to, że wciągnąłem siebie i rodziców w ogromne koszty. W tym momencie znacząco oddaliłem się od osiągnięcia sukcesu podczas wspinaczki na szczyt góry. Jednak w następnych dniach próbowałem się podnieść i kontynuować wyzwanie. Nie udało się. Podjąłem ostateczną decyzję o rezygnacji z pracy i jednocześnie pojawił się kolejny problem – co robić dalej? Stałem na środku, przed górą, na szycie której był Sukces i miałem trzy drogi do wyboru. Pierwsza to powrót do Polski, jednak ta droga nie prowadziła na szczyt góry. Druga to zmiana pracy, ale nie wiedziałem, co mnie spotka. Trzecia to ponowna próba sprzedaży książek. Wiedziałem jedno. Jeśli raz wejdziesz w bagno, to drugi raz nie popełniaj tego samego błędu. Zaryzykowałem. Wybrałem drogę numer dwa. Nie wiedziałem, co mnie czeka. Mogło być lepiej albo jeszcze gorzej.

Manager grupy

Muszę tutaj zaznaczyć, że mam bardzo dobre wspomnienia z moimi dwoma managerami. Do nich nie mam żalu. Jedynie mogę go mieć do siebie, że zdecydowałem się na taki wyjazd. Jedna z managerów jest bardzo pracowitą i radosną dziewczyną. Studiuje dziennikarstwo, więc już na spotkaniach organizacyjnych złapaliśmy wspólny kontakt. Z kolei druga jest pozytywnie szalona. Nakręcała całej grupie radosną atmosferę. Życzę każdemu, żeby mieć w pracy takich managerów jak one. W momencie rezygnacji z pracy, nie przejęły się tym, że odchodzę. Zmartwiły się moim stanem zdrowia, co było dla mnie szokiem. Jestem im wdzięczny za to, że nie odwróciły się ode mnie, tylko chciały mi pomóc.

Chwila prawdziwego odpoczynku

Zanim pojechałem do nowej pracy, zatrzymałem się na kilka dni u Magdy i jej rodziny. Okazali się bardzo pomocni, za co jestem ogromnie wdzięczny. Za każdym razem, gdy opowiadam o mojej przygodzie w Ameryce, zawsze zaznaczam, że gdyby nie oni, to wróciłbym do Polski i mój pobyt w USA stałby się najgorszym wspomnieniem. W końcu mogłem też trochę pozwiedzać i odpocząć.

Nareszcie poczułem co to znaczy wolny dzień – czas, w którym możemy zanurzyć się w świecie, który sami dla siebie stworzymy. Jest to czas, kiedy możemy oderwać się od codziennej rutyny i pozwolić sobie na odrobinę luksusu i wyjątkowości. Sauk Rapids – miasto, w którym przebywałem – jest uroczym miejscem. W Pleasant View Park, wśród malowniczych krajobrazów i spokojnej atmosfery, miałem okazję w pełni zrelaksować się i oderwać od codziennych problemów. Spacer po parku sprawił wiele przyjemności, a piękne widoki na rzekę Missisipi z pewnością zapadły mi w pamięć. Są takie miejsca na Ziemi, gdzie czas zatrzymuje się w miejscu, a otaczająca natura zapiera dech w piersiach. Takim właśnie miejscem jest Munsinger Gardens – park i ogród botaniczny w St. Cloud, który oczarowuje swoją piękną i spokojną aurą. W tym miejscu spędziłem pół dnia, odpoczywając i zapominając, przynajmniej na chwilę, o wszystkich problemach. Już od pierwszych kroków w parku zaczął się spacer w świat pięknych krajobrazów, urokliwych fontann, kaskad wodnych i kwitnących roślin. Ścieżki prowadziły mnie przez malownicze zakamarki, gdzie krzewy i drzewa, i kwiaty tworzyły piękne kompozycje. Czułem się tam jak w bajce.

Zmiana pracy – podbijanie Ameryki w toku

Ze zmianą pracy nie było problemu. Cały wyjazd do Stanów Zjednoczonych był nadzorowany przez Global Educational Concepts (GEC), który jest wyznaczonym sponsorem programów wymiany kulturowej Departamentu Stanu USA. GEC wysłał mi kilka ofert pracy i wybrałem tę najbardziej korzystną. Jednak, gdzie później pracowałem i jakie było zakończenie mojego lata, dowiecie się w następnym artykule. Zdradzę tylko, że nową pracę podjąłem w mieście Altoona, niedaleko Des Moines w stanie Iowa. Do usłyszenia!

Krzysztof Guz