ROZMOWA /z prof. Hanną Karp, medioznawcą, członkiem Krajowej Rady Radiofoniii Telewizji
Niedawno poznaliśmy nowy skład Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Jak Pani Profesor widzi swoją rolę w tym gremium i jakie zadania stawia Pani przed sobą?
– Praca w Radzie jest pracą zespołową. Ważne są głosowania, ale one są skuteczne tylko wtedy, gdy ministrowie tworzący Radę dochodzą do konsensusu. Pięciu członków tworzy organ konstytucyjny i pracuje, korzystając z narzędzi, jakie daje ustawa o radiofonii i telewizji. Możemy wydawać rozporządzenia i podejmujemy uchwały w sprawach indywidualnych. Każde rozporządzenie i uchwała muszą być przegłosowane większością głosów. Jako organ nie dysponujemy inicjatywą ustawodawczą. To znaczy, nie mamy możliwości zgłaszania ustaw, np. nowelizacji ustawy medialnej, która powstała jeszcze w grudniu 1992 r. KRRiT jako organ konstytucyjny, co jest bardzo ważne, ma zagwarantowane istnienie w Konstytucji RP. Ustawa Zasadnicza reguluje także sposób powoływania jej poszczególnych członków. Żeby zmienić zasady jej powoływania, należy najpierw zmienić zapisy konstytucyjne. Jednak do tego potrzebne są sejmowa większość kwalifikowana, czyli 2/3 głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby posłów, oraz przegłosowanie przez Senat bezwzględną większością głosów w obecności co najmniej połowy ustawowej liczby senatorów.Oznacza to, że bez wcześniejszych zmian zapisów w Konstytucji poszczególni członkowie KRRiT nie mogą być przez nikogo odwołani. Chyba że sami zdecydują o swojej rezygnacji. Rada ostro ruszyła, będziemy mieć posiedzenia dwa razy w tygodniu. Jesteśmy już po kilku obradach i wielu głosowaniach. Oprócz tego praca gabinetów odbywa się w normalnym trybie. Jest dużo spraw organizacyjnych i tych, które zostały jeszcze po Radzie poprzedniej.
Jak Pani Profesor diagnozuje kondycję polskich mediów?
– Rynek polskich mediów nie jest zrównoważony. Debatę publiczną kreują i nadają jej ton zewnętrzne, zagraniczne medialne imperia, które od lat utrwaliły swoją pozycję na rynku, dlatego szeroka opinia publiczna ma problem z ich rozpoznaniem. Wielkie korporacje medialne nadają swoim dziennikarzom status celebrytów. Ci z kolei ów stan nie tylko monetyzują, wykorzystują dla własnych celów, ale też dla celów politycznych. Nienormalna sytuacja owocuje patologiami. Ostatnio możemy obserwować lawinę gwiazd spadających z medialnego parnasu, które nagle utraciły doskonałe samopoczucie. A wszystko w sytuacji narastających latami redakcyjnych patologii, gdy dziennikarze skarżą się na dramatyczne pozbawienie w pracy godności i podstawowych, wręcz ludzkich praw. Sytuacja nierównowagi panuje nie tylko na rynku prasowym, ale przede wszystkim na rynku mediów elektronicznych. Media elektroniczne to, po pierwsze, wielki biznes i gigantyczne pieniądze płynące z rynku reklam, a po drugie – co nie mniej istotne – to także władza – realna, dotycząca możliwości tworzenia szerokiej debaty publicznej. Umożliwia to m.in. skuteczne kreowanie nastrojów społecznych, wpływanie na strategiczne interesy państwa i obywateli, w tym wybory polityczne, np. wyniki referendów, wyborów parlamentarnych czy wyborów samorządowych.
Czy KRRiT może na to reagować?
– Dla regulatora rynku mediów elektronicznych, jakim jest KRRiT, ważne jest, by nie ulec sile monopoli i imperiów medialnych. Nie pozwolić im sobą powodować czy wręcz się sterroryzować, a takie fakty, niestety, miały już miejsce. Przypomnijmy sobie sprawę wokół kary nałożonej na stację TVN24, która została ostatecznie odwołana. Ustawa pozwala – na nadawcę łamiącego zapisy koncesyjne – nałożyć karę od 1 do 10 proc. przychodu z poprzedniego roku. W tym wypadku przychód wynosił niemal 1,5 mld zł. Rada mogła nałożyć karę do wysokości 10 proc. Ostatecznie KRRiT, jakby wystraszona własną odwagą, całkowicie odstąpiła – decyzją ówczesnego przewodniczącego Witolda Kołodziejskiego – nawet od tego 1 symbolicznego procenta kary.To wskazuje na fakt, iż media komercyjne potrafią działać mrożąco na poszczególnych członków organu konstytucyjnego. Żeby potem szydzić, iż Rada okazała się bezradna.
Media komercyjne są często nie tylko antyrządowe, lecz także antypolskie. Jak to zmienić?
– KRRiT jako regulator rynku mediów nie tworzy medialnego prawa, może je najwyżej konsultować w trakcie prac. Ma za zadanie regulować rynek mediów, nie tworzy żadnych treści programowych, nie może ich produkować ani zakazywać. Wydaje się to oczywiste. Jednak mówię o tym, dlatego że część odbiorców mediów sądzi, iż takie są właśnie zadania KRRiT. Tymczasem Rada nadzoruje rynek, stoi na straży wolności słowa, by nie naruszano prawa do informacji, i chroni interes publiczny w radiofonii i telewizji. A to znaczy, że w tym ostatnim przypadku interes publiczny dotyczyć może np. ochrony określonego w Konstytucji RP modelu rodziny przedstawianego w mediach elektronicznych. Interes publiczny dotyczy także prawa do informacji i wolności słowa. Jeśli jednak poszczególne podmioty będą naruszać zapisy koncesyjne czy interes publiczny na innych polach w sposób notoryczny i rażący, wtedy KRRiT może nie przedłużyć koncesji, zawiesić ją czy też odebrać. KRRiT może również nakładać kary finansowe – jak już wspomniałam – od 1 do 10 proc. kwoty przychodu nadawcy za ubiegły rok.
Forma przekazu w poszczególnych kanałach informacyjnych często różni się tak bardzo, że można odnieść wrażenie, iż dotyczą one różnych rzeczywistości
– Ten fakt to zasadnicze zadanie mediów i dziennikarzy. Jeśli odbiorca korzysta z mediów elektronicznych, zwłaszcza wspomaganych kapitałem zagranicznym, często usłyszy, że kraj już dawno runął w ekonomiczną i gospodarczą przepaść. Gdy jednak się rozejrzy, okaże się, że jego sytuacja osobista i rodzinna jest znacznie korzystniejsza niż kiedykolwiek. Zwłaszcza gdy przyjrzymy się latom 90. i całej kolejnej dekadzie, przed rokiem 2015. Jako Polacy wciąż narzekamy, ale obecnie mamy znacznie ciekawsze widoki na przyszłość niż kiedykolwiek. Jednak nie liczmy na to, że media komercyjne ów fakt zauważą. Przeciwnie, propaganda klęski i kreowania zbiorowego strachu osiąga niespotykane dotąd rozmiary. Ostatnio dominuje propaganda lęku przed głodem i zimnem.
Jak powinna wyglądać telewizja dla dzieci, co chciałaby Pani Profesor osiągnąć w tej materii?
– Tu jest wciąż zadanie niezmienne i stałe: ochrona młodego widza przed pornografią, obrazami przemocy, nieobyczajnością i patologiami. Alternatywą są programy ukazujące właściwe, piękne wzorce i postawy zakorzenione w polskiej historii, a tego przecież nie brakuje. Są one utrwalone w kanonie wartości chrześcijańskich, opisanych i zagwarantowanych w obecnie obowiązującej ustawie medialnej.
Jakie miejsce w wachlarzu medialnym powinny zajmować media katolickie?
– Media katolickie są solą polskich mediów i współczesnego dziennikarstwa od początku lat 90. i przez okres transformacji, ale także wcześniej, w okresie całego PRL-u. To te media dostarczały prawdziwych, rzetelnych i obiektywnych informacji. Często cenzurowane – objęte restrykcjami cenzury represyjnej, ale i prewencyjnej – musiały zmagać się z niedoborami papieru i deficytem dobrych, odważnych dziennikarzy. Niemalże w każdej redakcji pracowali ubecy na tajnych etatach. Sama w 1989 r. rozpoczynałam pracę w tych mediach i pamiętam, jak kolejno upadały zdominowane gigantami z Zachodu. Wkraczający kapitał zagraniczny tylko czekał na przejęcie olbrzymich sektorów medialnego rynku prasy i mediów elektronicznych. To czas wciąż niedostatecznie opisany w polskim medioznawstwie, a szkoda. Dziś media katolickie muszą nieustannie zderzać się z bezwzględną siłą mediów komercyjnych, stabloidyzowanych, nastawionych wyłącznie na zysk z reklam, bez dbałości o jakiekolwiek dobro publiczne.
Na jaw wychodzą informacje o traktowaniu dziennikarzy przez część mediów komercyjnych, które głoszą piękne hasła o równości, tolerancji, ale w rzeczywistości stosują mobbing w swoich redakcjach. Jak to zmienić? Skoro dziennikarze mówią o depresji i myślach samobójczych, jest to chyba poważny problem
– Odhumanizowane warunki pracy w wielkich korporacjach medialnych wyniszczają nie tylko samych dziennikarzy, ale degradują też ich zawód. Jeszcze przed 10 laty, a więc całkiem niedawno, zawód ten podejmowany był często z pobudek altruistycznych, dziś dzieje się tak coraz rzadziej. Dlatego tak ważny jest system edukowania przyszłych dziennikarzy, powrót do najlepszych klasycznych wzorców i tradycji tej profesji. Będąc nauczycielem akademickim, a wcześniej także dziennikarzem, wierzę, że zawód ten przetrwa ciężki czas próby i odzyska swoją siłę. Wszystko zależy od tych, którzy ten zawód chcą uprawiać, ale także i od tych, którzy stoją na straży wolności słowa. I nie ma to nic wspólnego z cenzurą. Szkoda, że niektórzy profesorowie uniwersytetów tego nie rozumieją.
Dziękuję za rozmowę.